PIERWSZY RAZ POD NAMIOTEM – czy to dla nas? – po 89

Na tegoroczny sierpniowy długi weekend nie mieliśmy specjalnych planów. Zdecydowaliśmy więc, że może tym razem uda nam się wyjechać rodzinnie pod namiot. W ciągu ostatnich 12 lat, od kiedy jesteśmy parą, już kilkukrotnie biwakowaliśmy. Najczęściej jednak były to wyjazdy na zloty motocyklowe, więc trochę inaczej to wygląda 😊

Pierwszy zamiar wspólnego wyjazdu z naszymi chłopcami mieliśmy 2 lata temu. Byliśmy już spakowani i mieliśmy tylko wsiąść rano do samochodu i jechać na Pojezierze Drawskie. Niestety, 11 sierpnia 2017 roku przez Bory Tucholskie przeszła potężna nawałnica. Mieliśmy uszkodzony dom oraz samochód. Wszystkie nasze rzeczy, które były przygotowane na wyjazd – ubrania, namiot, śpiwory – wszystko było w szkle i zalane wodą. Wtedy też trzeba było się zająć okolicą i naprawianiem dachu, więc nie myśleliśmy już wcale o biwakowaniu.

Tym razem dosyć spontanicznie podjęliśmy decyzję o takiej formie spędzenia weekendu. Nie chcieliśmy jechać gdzieś daleko, bo pogoda też była niepewna. Stwierdziliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie nasza okolica. I to był strzał w dziesiątkę! Mieszkamy w Borach Tucholskich, więc jest to kraina jezior i lasów, czyli dwóch nieodzownych elementów do biwakowania. Z polecenia naszych znajomych, wybraliśmy Ośrodek Wczasowy „Bory Tucholskie” w Okoninach Nadjeziornych. Było tu wszystko to, czego potrzebowaliśmy. Las, jezioro, plaża, ratownik, boiska sportowe, place zabaw, mini zoo. Oferta tego miejsca jest dosyć szeroka – od pola namiotowego, poprzez wynajem domków, czy pokoi. Jest stołówka, mały sklepik, miejsce na grilla, ognisko, dobry węzeł sanitarny. Jest wypożyczalnia kajaków, łódek, czy też rowerów wodnych. Teoretycznie też cisza i spokój. Specjalnie piszę, że teoretycznie, bo też jest jeszcze jeden czynnik. My – ludzie. I uwierzcie mi, to my nawzajem potrafimy sobie najbardziej popsuć kilka dni wolnego.

Z racji, że do najbliższego sąsiada mamy minimum 200 metrów w linii prostej, nie jestem przyzwyczajona do ciągłego uciszania moich dzieci. I nie piszę tego jako matka, która na wszystko pozwala swoim dzieciom. Ale jeśli dziecko jedzie po ścieżce rowerem, w południe, śpiewa sobie pod nosem piosenkę i jest uciszane przez jakiegoś pana, który myślał chyba, że zaszył się gdzieś w totalnej głuszy, to chyba coś jest nie tak. Coś na pewno jest nie tak, gdy dziecko płacze, bo się przewróciło, jest godzina 16, a co niektórzy krzyczą „uspokój go”. Z tym na pewno jest nie tak. Nie tak jest z nami – ludźmi. Narzekamy, że dzieci siedzą przed komputerem, że nosy mają przyklejone do monitorów, ale tylko wtedy dzieci „nie ma”, są cicho. Niektórym chyba tylko to odpowiada. Dajmy się im wybiegać, wykrzyczeć, by wieczorem zmęczone spokojnie mogły zasnąć.

Szczerze, ten weekend mnie zmęczył. Zmęczyło mnie to, by ciągle uważać, skupiać się na tym, czy czasami o jeden ton nie rozmawiamy za głośno. Niestety, kolejny raz największe przykrości wobec dzieci dotknęły nas od naszych rodaków. Najczęściej niemiłe komentarze słyszę w samolocie, który leci z albo wraca do Warszawy, ale to trochę inna historia..

Czy naprawdę my – ludzie musimy sobie uprzykrzać życie? Jeśli chcemy ciszę i spokój, wybierajmy hotele tylko dla dorosłych. Przecież takie miejsca też są. Nie oczekujmy więc, że w miejscu, które jest nastawione na dzieci, na polu namiotowym, gdzie namiot jest postawiony tuż obok drugiego, będzie totalna głusza. Wybierajmy miejsca świadomie i bądźmy tolerancyjni. W każdym aspekcie naszego życia.

Czy namiot to był dobry pomysł dla nas? Jasne, że tak. Myślę, ze nie zrezygnujemy z tej formy wyjazdu i kolejne miejsca również będziemy wybierać w naszej okolicy. Nasi chłopcy byli zachwyceni i już pytają, kiedy znów będziemy spać w śpiworach 🙂 Na zmianę więc plażowaliśmy, zmienialiśmy place zabaw i chodziliśmy na lody. Dla dzieci – siódme niebo 🙂

Bo kto powiedział, że jak w podróż, to od razu na koniec świata? 🙂

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *