MAŁA I WIELKA PĘTLA BIESZCZADZKA – po 83

Wiatr we włosach, uczucie wolności i radość z każdej chwili. Czy jest Wam znane to połączenie? Ja ten stan osiągam, kiedy siedzę na dwóch kółkach. To specyficzne połączenie ekscytacji, adrenaliny i szczęścia możliwe jest wyłącznie podczas jazdy motocyklem. I mimo że w ostatnim czasie za często ono mi nie towarzyszy, to zawsze jest takie samo. Do tego połączenia idealnie pasuje towarzystwo osób, którym podoba się to samo i które czują to samo. To nie jest tylko tak, że motocykliści to dawcy organów. To nie tylko młodzi, niedoświadczeni faceci, na których wyłącznie prędkość robi wrażenie. To często faceci (ale kobiety też!), dla których motocykl to pasja, bez względu na wiek. To także tzw. plecaczki, kobiety takie jak ja, matki, żony, czasami córki lub synowie, którzy podzielają pasję swojej drugiej połówki lub chłoną ją od swoich rodziców. Zdecydowanie najlepiej jest, jeśli masz wokół siebie ludzi, którzy podzielają Twoje zamiłowanie. My mamy to szczęście, bo należymy do Bractwa Motocyklowego MAGNETO Żalno-Tuchola. Mogę śmiało powiedzieć, że tworzymy swoistą rodzinę motocyklową. Mamy swoje spotkania, motocyklową Wigilię, coroczne MotoShow i mimo, że każdy jest tak różny, jesteśmy naprawdę w różnym wieku (niektórzy z nas mogliby być właściwie moimi rodzicami), na co dzień zajmujemy się innymi rzeczami, to na serio super się dogadujemy i odnajdujemy w swoim towarzystwie.

Na ten wyjazd czekałam właściwie 4 lata. Kilkudniowa, nasza coroczna podróż motocyklowa omijała mnie ze względu na macierzyństwo. Kiedy byłam w ciąży, tylko 1 raz wsiadłam na 2 kółka, aby przejechać kilka kilometrów na otwarcie naszego sezonu motocyklowego. Później uważałam, że chłopcy byli za mali, abyśmy ich zostawiali na kilka dni pod opieką dziadków. Szymon co prawda jednego roku wybrał się na motorze na południe Niemiec, do Austrii i Szwajcarii (możecie o tym przeczytać tutaj), ale ja nie czułam się gotowa na dłuższy wyjazd. Dopiero w tym roku, zdecydowaliśmy się po raz pierwszy zostawić chłopców na kilka dni  z dziadkami, byśmy mogli wyruszyć w podróż naszym motocyklem. I mimo że wcześniej zdarzało nam się wyjeżdżać bez dzieci, to na dłuższy wyjazd dzieliliśmy się opieką tak, aby jedno z nas zawsze było w domu z naszymi maluchami.

Do tej pory, nasze Bractwo przejechało już część Europy, ale tym razem wybór padł na nasze polskie Bieszczady. Uwierzcie mi, tutaj też mamy niezły raj dla motocyklisty. Liczne serpentyny, górki, pagórki, do tego piękny krajobraz. Dobrze, że jako pasażer nie muszę skupiać się wyłącznie na drodze 🙂 Do naszej wyjazdowej grupy dołączyło kilku motocyklistów niezwiązanych z naszym Bractwem. W sumie, zebrała się nas grupa 29 osób ( w tym 20 motocykli). Jako bazę wypadową wybraliśmy Solinę – stąd wszędzie blisko. W naszym planie nie było jednak połonin, szlaków pieszych (te trzeba zostawić na kolejną wizytę w Bieszczadach), a jedynie te, które mogliśmy pokonać na motocyklach.

Obowiązkiem każdego motocyklisty, który wybiera się w Bieszczady, jest przejechanie Małej Pętli Bieszczadzkiej oraz Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej. Trasa wybudowana w latach pięćdziesiątych XXw. (wybudowana, aby przywrócić „cywilizację” do odciętych terenów po przeprowadzonej akcji Wisła w 1947r.) wraz  z wybudowaną w  latach sześćdziesiątych XXw. zaporą wodną w Solinie, doprowadziły do tego, że rejon ten stał się atrakcyjny dla turystów. I nie ma się co dziwić, bo Wielka Pętla prowadzi przez najpiękniejsze partie  Bieszczad. Piękne tu krajobrazy, sporo punktów widokowych, wiele cerkwi do zwiedzania, a trasa nie jest zbyt trudna.

Widok na zaporę wodną w Solinie.

WIELKA PĘTLA BIESZCZADZKA

To punkt obowiązkowy dla kierowców, zarówno tych, którzy jeżdżą samochodami lub motocyklami. Otwarte zakręty, które można pokonać właściwie bez większych trudności, czasami ciasne, zwężone drogi, na których trzeba uważać, aby nie zderzyć się z nadjeżdżającym z naprzeciwka pojazdem, a czasem długie proste, na których można trochę przyspieszyć.

Trasa Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej liczy ok. 150 km. i zaczyna się i kończy od Leska przez Hoczew, Baligród, Cisną, Wetlinę, Lutowiska, Czarna Górna, Ustrzyki Dolne oraz Uherce Mineralne.

Z trasy Wielkiej Pętli  łatwo można dotrzeć na bieszczadzkie szlaki górskie, np. Połoninę Wetlińską, Połonicę Cyryńską, czy też Tarnicę. Dla motocyklistów jest jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia na trasie. Mam na myśli Bieszczadzką Przystań Motocyklową.  To kultowe miejsce jest zarówno miejscem noclegowym, barem i punktem spotkań fanów dwóch kółek.

Trasa Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej.

Trasa Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej.

Trasa Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej.

Trasa Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej.

Punkt widokowy w Lutowiskach.

Bieszczadzka Przystań Motocyklowa.

Bieszczadzka Przystań Motocyklowa.

MAŁA PĘTLA BIESZCZADZKA

Częściowo pokrywa się z Wielką Pętlą i prowadzi z Leska przez Hoczew, a dalej przez miejscowości: Myczków, Polańczyk, Bukowiec, Chrewt, Czarna Górna, Ustrzyki Dolne i Uherce Mineralne. Liczy ok. 100 km., więc nie jest to jakiś długi odcinek trasy. Przed Polańczykiem warto odbić do Soliny, aby obejrzeć słynną zaporę wodną na Jeziorze Solińskim, która liczy 650 m. długości i 80 m. wysokości. Można też zatrzymać się w Polańczyku, dobrze zjeść (sporo tu restauracji z uwagi na wielu turystów) i cieszyć się krajobrazem na bieszczadzkie góry i Jezioro Solińskie.

Trasa Małej Pętli Bieszczadzkiej.

Punkt widokowy w Polańczyku.

Solina.

W ciągu 4 dni jazdy na  motocyklu zrobiliśmy 2000 km. Dla porównania – w Wietnamie w ciągu całego miesiąca  zrobiliśmy tyle samo 🙂 Z Borów Tucholskich, w jedną stronę, mieliśmy blisko 700 km. do przejechania do naszego miejsca docelowego, czyli do Soliny. Nie warto więc przyjeżdżać tu na 1 dzień, ale warto wykorzystać jak najwięcej z pobytu w tym rejonie. Pierwszego dnia, zanim jeszcze dotarliśmy na miejsce, zwiedziliśmy Zamek Królewski w Chęcinach, a podczas jazdy po bieszczadzkich drogach zniosło nas do naszych południowych sąsiadów – na Słowację, a dokładniej w okolice Svidnika. Tam, w Dolinie Śmierci,  oglądaliśmy kilka pozostawionych czołgów, które pozostały tam od czasów 1944 r. po bitwie pancernej pomiędzy wojskami Rosji i Niemiec. To plenerowe muzeum ma swoje uzupełnienie w Muzeum Wojskowym w Svidniku.

Dolina Śmierci. Svidnik, Słowacja.

Dolina Śmierci. Svidnik, Słowacja.

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

  • nocleg: „Pokoje u Renaty”, Solina – mieliśmy wynajętych kilka domków i pokoje. Nocleg warty polecenia, blisko zapory, z dostępem do plaży, sporo przestrzeni dla przyjezdnych, parking dla motocykli i innych pojazdów, miejsce na grilla, ognisko, sporo zieleni. Tutaj możecie znaleźć szczegóły.
  • jedzenie: najlepszy naleśnik z jagodami możecie zjeść w Wetlinie w Chacie Wędrowca. To miejsce znalazłam wcześniej na Instagramie i nie mogłam tu nie przyjechać! Uwaga! Wersja małego naleśnika jest jednak tak duża, że nie byliśmy w stanie go zjeść 🙂 W Solinie warto udać się do Pizza Chata. Świetna pizza, a jeszcze lepszy widok.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *