ROZMOWA Z PEWNĄ MIESZKANKĄ BANGKOKU – po 53

Kiedy w styczniu br. wsiadaliśmy do samolotu, w Warszawie było 15 stopni na minusie. Kiedy wysiadaliśmy z samolotu na lotnisku w Bangkoku, było 30 stopni na plusie. Kilka godzin lotu, a byliśmy tysiące kilometrów dalej.. Byliśmy tam, gdzie przywitało nas inne powietrze. Parne, wilgotne, ale ciepłe. Byliśmy tam, gdzie jedni funkcjonują od chwili narodzin, a inni postanowili spełniać swoje marzenia, uczyć się kultury nowego kraju i życia. Najnormalniejszego w świecie życia. Czasem sobie myślę, że może by się tak przeprowadzić na drugi koniec świata.. Ale co dalej? Chyba brak mi pomysłu.

Poznajcie Dominikę Brzezińską, która miała pomysł i go zrealizowała – na co dzień mieszkankę stolicy Tajlandii i przede wszystkim  naszą rodowitą Polkę. Dominika zgodziła się opowiedzieć nam o swoim życiu na innym kontynencie, wśród innej kultury i innych zwyczajów. Odpowiada na nurtujące nas pytania, które rodziły się w naszych głowach podczas śledzenia jej bloga: www.tealover.geoblog.pl

Nitki w drodze:  Mieszkałaś już w Kraju Kwitnącej Wiśni, jak to się stało, że zamieszkałaś w Bangkoku?

Dominika: Sama się nad tym zastanawiam… Po Tokio obiecałam sobie, że nigdy nie zamieszkam w dużym mieście. Co więcej, uważałam, że to bez sensu jechać drugi raz do Azji, skoro nie byłam na żadnym z pozostałych kontynentów. A jednak. Azja znowu przyciągnęła mnie niczym wielki magnes.

Nitki w drodze: Pamiętasz swój pierwszy dzień w stolicy Tajlandii?

Dominika: Pamiętam tylko jedną rzecz – mimo grudniowej daty było mi bardzo gorąco. Polskę opuszczałam w pochmurnym +5 ° C, podczas gdy Bangkok przywitał mnie słonecznym +27 ° C.

Nitki w drodze: Czym się zajmujesz na co dzień?

Dominika: Pracuję w fundacji, która przeciwdziała problemowi deforestacji w Tajlandii, a także prowadzi szereg innych działań, które mają na celu ochronę środowiska i podnoszenie świadomości ekologicznej.

Nitki w drodze: Szukałaś pracy wcześniej, będąc w Polsce? Jak ciężko było ją znaleźć?

Dominika: Pracę znalazłam przez organizację studencką AIESEC, która oferuje dostęp do bazy firm na całym świecie. Konkurencja jest duża. Opcja ta jest bardzo popularna szczególnie wśród Polaków, więc warto przemyśleć swoje CV i zastanowić, czym wyróżniamy się na tle pozostałych. Udało mi się dostać do wielu krajów, lecz intuicja kazała mi wybrać właśnie Tajlandię. Natomiast mój szef powiedział mi, iż wybrał moją aplikację dlatego, że odbyłam praktykę w Japonii.

Nitki w drodze: Trudno było Ci się zaaklimatyzować? Azja to inny kontynent, inna kultura, inne podejście do życia..

Dominika: Absolutnie nie! To prawda, Azja to zupełnie inny świat, o którym w Europie niewiele słyszymy, jednak dla mnie była to już druga wizyta. A po tak ekstremalnym i abstrakcyjnym doświadczeniu jak Japonia, Tajlandia od samego początku jawi mi się jako najbardziej zwyczajne miejsce na Ziemi. Oczywiście dostrzegam duże różnice między naszymi kulturami, jednak sami Tajowie to tak przyjazny naród, iż trudno czuć się tu źle.

Nitki w drodze: Jak odnajdujesz się w tej mieszance kulturowej? Jak się porozumiewasz w pracy, na ulicy?  Nauczyłaś się mówić po tajsku?

Dominika: Odnajduję się bardzo dobrze, ponieważ życie wśród innej kultury to pasmo nieustannych niespodzianek i zaskoczeń, dzięki czemu czuję, że cały czas odkrywam coś nowego i się rozwijam. W pracy porozumiewam się po angielsku, lecz na ulicy po tajsku. Opanowałam podstawy tego języka, lecz  bywały momenty, w których ogarniała mnie bezsilność. Pomimo bardzo prostej gramatyki, dla nieprzyzwyczajonego europejskiego ucha, tajskie 5 tonów naprawdę potrafi pozbawić motywacji.

Nitki w drodze: Jacy są Tajowie? Znalazłaś wśród nich przyjaciół?

Dominika: Tajowie są… nieprzeniknieni. Dużo się uśmiechają, są bardzo życzliwi i pomocni. Z drugiej strony trzeba dużo z nimi przebywać, by zacząć zauważać, kiedy ten uśmiech zamiast radości oznacza zniesmaczenie bądź bezradność. Znalazłam wśród Tajów dwie przyjaciółki, jednakże mają one nieco zachodnią mentalność. Wydaje mi się, że przyjaźń w europejskim znaczeniu między osobą o typowo tajskiej mentalności a człowiekiem spoza Azji jest bardzo, bardzo rzadka. Natomiast dla Tajów przyjaciel to nawet osoba, z którą tylko pracują i wyjdą gdzieś wspólnie raz po raz.

Nitki w drodze: Tajscy znajomi zabierają Cię na lokalne obchody świąt? Pokazują Ci ich życie „od kuchni”?

Dominika: Tak, co bardzo mnie cieszy! Dzięki tajskim znajomym dotarłam do miejsc, których nigdy bym nie odkryła oraz przeżyłam  rzeczy, które mi się nie śniły, a które z perspektywy podróżniczki są najcenniejsze. Do tego w listopadzie wezmę udział w tradycyjnej ceremonii zaślubin – już nie mogę się doczekać!

Nitki w drodze: Jesteś otwarta na gości, zapraszasz ludzi do siebie. Co proponujesz, aby zobaczyli w stolicy Tajlandii?

Dominika: Zawsze polecam to samo –poznać tajski Bangkok, a nie ten, który po brzegi wypełniają biali ludzie. Należy pamiętać, że z uwagi na niskie zarobki większość Tajów nie chodzi do miejsc, które zachwalają przewodniki, ponieważ ich na to nie stać. A po co jechać na drugi koniec świata, by patrzeć na coś nieprawdziwego? Dlatego ja proponuję przejażdżkę łódką nieprzyjemnie pachnącymi kanałami, wzdłuż których mieszkają całe rodziny lub rozpadającym się autobusem bez klimatyzacji. Zabieram moich gości na lokalne targowiska, te wciśnięte pomiędzy budynki tajskich dzielnic mieszkalnych. Zachęcam do długich włóczęg po Chinatown – im głębiej w uliczkę, tym lepiej. Bangkok wbrew pozorom ma mnóstwo da zaoferowania, lecz są to głównie atrakcje, na które ani nie sprzedaje się biletów, ani które nie zapewniają klimatyzacji czy pachnących toalet. Jednakże sami musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co właściwie chcemy tu poznać – tajską rzeczywistość czy świat bogatych obcokrajowców?

Nitki w drodze: Pięć rzeczy, które trzeba zrobić albo zobaczyć w Tajlandii?

Dominika: Spróbować ulicznych straganów, pójść na tajski masaż, odwiedzić jedną z setek dzikich wysp, przejechać się pociągiem 3 klasy do Isaanu (najbiedniejszy region Tajlandii), skorzystać z usług motorbike taxi (ale najpierw lepiej podpatrzeć, jak robią to lokalni).

Nitki w drodze: Pięć potraw, które obowiązkowo trzeba spróbować w Tajlandii?

Dominika: Tom yum khung, som tum (sałatka z papai), yellow curry sea food (żółte curry z owocami morza), pad si yu, mango sticky rice (niestety dostępne tylko w porze deszczowej).

 Mango sticky rice

Nitki w drodze: Nie tęsknisz za Polską? Za rodziną, przyjaciółmi i polskim jedzeniem?

Dominika: Kuchnia polska nie należy do moich ulubionych, więc nie odczuwam jej braku. Natomiast tęsknię za ludźmi, ale w dobie stałego dostępu do Internetu w telefonie, utrzymywanie kontaktu z najbliższymi nie jest takie trudne.

Nitki w drodze: Gotujesz na co dzień, czy może korzystasz z wszechobecnych garkuchni?

Dominika: Mimo ogromnej miłości do gotowania muszę przyznać, że tajska rzeczywistość całkowicie mnie rozleniwiła i nie gotuję wcale. A gdy potrzebuję odpocząć od lokalnych dań, mam do wyboru szeroką gamę kuchni z całego świata wciąż za bardzo przystępną cenę.

Nitki w drodze: O czym należy pamiętać przed przeprowadzką do Tajlandii? Jakich formalności należy dokonać?

Dominika: Poza oczywistymi kwestiami typu wiza czy ubezpieczenie, polecam zgłębić temat występujących tu chorób tropikalnych lub najprościej – odwiedzić doktora medycyny tropikalnej. Warto być świadomym możliwych zagrożeń oraz zaopatrzyć się w przydatne lekarstwa czy składniki apteczki pierwszej pomocy. Mimo że tajska opieka medyczna uchodzi za najlepszą w tym rejonie, nie zapominajmy, iż cała Azja Południowo – Wschodnia, w tym Tajlandia, to miejsce występowania zarówno jadowitych zwierząt, jak i chorób nieznanych naszemu układowi odpornościowemu. Jeśli zakładamy, że nie raz skusimy się na wyprawę w dzikie miejsca, to trzeba pamiętać, iż sterylnie czyste strzykawki czy bandaże niekoniecznie muszą być tam oczywistością, a najbliższy szpital może być oddalony o setki kilometrów. Brzmi to jak nadgorliwość i przesadne zamartwianie się, ale odrobina rozsądku i profilaktyki mogą nas uchronić przed przykrymi konsekwencjami.

Nitki w drodze: Czy myślisz o Bangkoku, jak o miejscu, w którym chciałabyś się osiedlić?

Dominika: Zdecydowanie nie. To miasto o najwyższej średniej temperaturze na świecie, co w połączeniu z nieustannym smogiem, korkami oraz deficytem terenów zielonych sprawia, iż jest tu dla mnie za duszno i brakuje mi przestrzeni. Bangkok pomimo swej niesamowitości i różnorodności na dłuższy czas byłby dla mnie zbyt męczący. Dlatego traktuję go raczej jako przejściową przygodę pełną intensywnych doznań niż kandydata do permanentnego zamieszkania.

Nitki w drodze: Jakie masz więc plany na przyszłość?

Dominika: Mój plan na przyszłość pozostaje niezmienny – słuchać swojego serca i podążać za jego głosem, bez względu na to, co mówią inni. Współcześni ludzie wolą radzić się innych zamiast wsłuchać się w siebie, tym samym się unieszczęśliwiając. Przecież to nasze serce zna nas najlepiej i wie czego nam trzeba. Dlatego gdy nadejdzie czas kolejnych wyborów, jak zwykle pozwolę mu zadecydować. Jeżeli stwierdzę, że czas się zatrzymać, to tak zrobię. Lecz jeśli poczuję, że czas iść dalej, to spakuję się i ponownie wyruszę w drogę. Bo tylko będąc wiernymi sobie, możemy być naprawdę szczęśliwi.

Zdjęcia: Dominika Brzezińska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *